Przejdź do głównej zawartości

Siermiężni sierżanci

Co się dzieje w Surinamie?
Nie, to pytanie nie jest dowodem na to, że w tym kraju wydarzyła się jakaś katastrofa. I nie, nie będzie tutaj również najnowszych wiadomości "z Surinamu" - o tym jest mowa w innych wpisach. "Co się dzieje w Surinamie?" świadczy raczej o tym, że mam z tyłu głowy stale 'co się dzieje w Polsce?' Pobyt w byłej holenderskiej kolonii i pierwsze doświadczenia z tym krajem nastrajają mnie bowiem dość refleksyjnie, bo wiele rzeczy, o których tutaj słyszę i które sam widzę, jako żywo, przypomina mój kraj. Nawet jeśli zamieszczone zdjęcia różnią się niekiedy znacznie od obrazków z Polski, to wielokrotnie podczas tego pobytu nachodziła mnie myśl o własnym kraju i skojarzenie z nim.

Busiki-taksówki to podstawowa komunikacja
mieszkańców Paramaribo (fot. J. Koch)

Widok na rzekę Surinam (fot. J. Koch)

Surinam ma swojego właściciela. To jeden człowiek. Nie rządzi jednak z tylnego siedzenia i nie jest jedynie 'zwykłym posłem'. Rządzi krajem razem ze swoją kliką. To obecny prezydent Desire Delano Bouterse, w skrócie Desi Bouterse. Nazwisko jest mi znane od dawna. Usłyszałem je po raz pierwszy jeszcze jako student, podczas kursu języka niderlandzkiego w Belgii i późniejszego pobytu u znajomych w Holandii. Sierżant Bouterse, zaledwie pięć lat po odzyskaniu niepodległości przez Surinam, dokonał w lutym 1980 roku puczu i rządził krajem z grupą podobnych sobie sierżantów do 1988 roku. Gdyby nie tragiczne, byłoby może nawet śmieszne: siermiężni sierżanci rządzili krajem!

Pałac Prezydencki w Paramaribo (fot. J. Koch)

Surinam znajduje się dziś w fazie przedwyborczej. W maju przyszłego roku mają się odbyć wybory. Piszę, że mają się odbyć, bo ubiegłotygodniowy wyrok surinamskiego Sądu Wojskowego, skazujący Boutersego na 20 lat wiezienia za współudział w morderstwie kilkunastu osób w grudniu 1982 roku, może jeszcze wiele w polityce tego kraju zmienić. Ale czy to jedyny taki kraj, gdzie nadzieję pokładają w niezależności władzy sądowniczej od rządzących?!

To M. zrobiła zdjęcie prezydenta Bouterse z małżonką, kiedy przechodzili z trybuny honorowej do namiotu,
gdzie miał miejsce dalszy ciąg uroczystości 44-lecia niepodległości Surinamu.
Bouterse, czwarty od prawej, za swoją żoną Ingrid Bouterse-Waldring. 

Rządzący od 2010 roku prezydent Bouterse naobiecywał swoim wyborcom w 2015 roku bardzo dużo. I faktycznie część z obietnic wprowadził w życie. Ale i zaraz potem wyprowadził. Na przykład zniósł czesne za szkoły ponadpodstawowe, ale po wygranych wyborach na powrót je wprowadził.

Założona przez niego partia NDP (Nationale Democratische Partij - 'Narodowa Partia Demokratyczna') początkowo nie miała poparcia wśród ludności. Wyniki pierwszy wyborów pod koniec lat 80. i na początku 90. musiały być dla byłego puczysty rozczarowujące. Tym bardziej, że Boutersego nadal się bano. Jednak w 1996 roku, kiedy od zamachu stanu wyborców dzieliły już lata, Bouterse zdobył 16 mandatów i utworzył z dwiema innymi partiami koalicję rządową, a ta w zgromadzeniu narodowym wybrała prezydentem Julesa Wijdenboscha. Fala strajków zniosła jednak ten rząd, a wybory z 2000 roku przesunęły NDP do ław opozycji.

Dzisiejszy budynek surinamskiego Zgromadzenia Narodowego
- Nationale Assemblee (fot. J. Koch)

Modernistyczny budynek (arch. Peter Nagel, 1954) wzniesiony dla Buitensocieteit Het Park (Towarzystwo Zewnętrzne 'Park') stał się w 1996 roku siedzibą parlamentu (fot. J. Koch)

Partia Boutersego systematycznie stosowała populistyczną retorykę i w kolejnym rozdaniu wyborczym zdobyła sama 19 miejsc w parlamencie. Utworzywszy z czterema mniejszymi partiami tzw. Mega Koalicję uzyskała 23 mandaty i wróciła do władzy. W ostatnich wyborach NDP miała już z 26 mandatami większość w parlamencie.

(Wikipedia)

Polityka rządzącej w Surinamie partii to klasyk - polityka kija i marchewki. Ale czy to jedyny taki kraj?! Z jednej strony, na przykład, ludzie są zastraszani. Bardziej opornym wręcz grozi się utratą pracy i dochodów. Im albo ich rodzinom. Z drugiej strony rząd podwyższył dodatek na dzieci [sic!] i rozdaje pakiety żywnościowe, albo sprzedaje je za połowę ceny rynkowej. W takim pakiecie jest ryż, olej, sól, fasola, mrożone udka kurczaków itd. Aha, jest jeszcze papier toaletowy. Jednym słowem zestaw kilku podstawowych produktów. Zawsze tych samych i dość niskiej jakości. (Kobieta wioząca mnie pewnego dnia taksówką mówiła mi, że nie kupuje tego, bo nikt nie będzie jej mówić, co ma jeść. Bóg stworzył różne rzeczy i Bouterse nie będzie jej przepisywać diety.) Pakiety rozdaje się ludziom poprzez lokalne oddziały partii rządzącej, której członkowie diagnozują sytuację materialną rodzin wymagających ewentualnej pomocy. To, że robi to partia, a nie agendy rządu, jest już niekłamaną agitacją wyborczą i nosi cechy przekupstwa politycznego.


Na wiece NDP zwozi się ludzi autobusami i, dosłownie, przekupuje kiełbaskami wyborczymi, a przy tym daje jeszcze 50 surinamskich dolarów (ok. 25 złotych).

"Verboden te plakken" ('Zabrania się naklejać') (fot. J. Koch)

Liczba samochodów w mieście jest olbrzymia.
Stan wielu z nich trudny do opisania (fot. J. Koch).

Oczywiście, że w Surinamie jest bieda. Ale większość moich rozmówców podkreślała, że to, co wygląda na walkę z nią, jest w sumie politycznym przekupstwem. Akcje z pakietami żywnościowymi to jednak nic w porównaniu z jeszcze bardziej ewidentnym zdobywaniem głosów. Według moich źródeł, choć nie mogłem tego sprawdzić, co tydzień przylatuje do Paramaribo kilka samolotów z Kuby i znakomita większość pasażerów zostaje w Surinamie na stałe. Zdają paszporty kubańskie i uzyskują w ekspresowym tempie (mówiono mi, że w ciągu tygodnia) obywatelstwo surinamskie. Kubańczycy wdzięczni są prezydentowi, bo w porównaniu z Kubą sklepy tutaj pełne są towarów i łatwiej o lepiej płatną pracę niż na ich ojczystej wyspie. Podobnie bywa z imigrantami brazylijskimi. W Paramaribo jest cała dzielnica brazylijska z brazylijskimi sklepami i lokalami i napisami po portugalsku.








Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Cross Over 2019

Właściwie tytuł tego wpisu winien brzmieć "Cross Over oraz Caran", bo taka jest pełna nazwa podwójnej konferencji w Paramaribo. Tak, po to tutaj przyjechałem. Nie jeżdżę po świecie wakacyjnie, w poszukiwaniu coraz nowszych wrażeń. Nie ciągnę do egzotycznych miejsc zostawiając za sobą smugę CO2 bez ważnych, jak sądzę, celów. Ograniczenia finansowe to istotny, ale nie jedyny powód. Do Surinamu, tak jak do Afryki Południowej czy Antyli , przemieszczam się z powodu mojej pracy, która jest też - co wypada przyznać - moim hobby i życiową fascynacją. Wykorzystuję moje zainteresowania "kresami" Holandii - zamorskimi obszarami, gdzie niegdyś panowali Holendrzy. Literatura stamtąd i teksty o ówczesnych koloniach, to najciekawszy dział piśmiennictwa niderlandzkiego. Anton de Kom, 1898-1944 ( www ) Wprawdzie o Surinamie słyszałem już na studiach, ale tak naprawdę zacząłem o nim myśleć w 1988 roku. Podczas mojego pierwszego wyjazdu na stypendium zagraniczne odwiedziłem w ...

Surinam w świątecznej atmosferze (impresje)

Mikołajkowe (niderl. Sinterklaas) i świąteczne atrybuty bożonarodzeniowe to w Surinamie nie tylko pozostałość kolonialna, lecz także żywa tradycja. Jest podtrzymywana przez różne kościoły chrześcijańskie. W miejscowych zborach Ewangelickiej Jednoty Braterskiej, zwanej też Braćmi Morawskimi lub Herrnhutami (Unitas Fratrum), można zobaczyć herrnhuckie gwiazdy, które, tak jak w niemieckim Herrnhut, zawiesza się od pierwszej niedzieli adwentu. Ale symbolika utrzymuje się też dzięki kilkusettysięcznej diasporze w Holandii, a raczej należałoby powiedzieć - z Holandii. Wielu obywateli Królestwa Niderlandów pochodzenia surinamskiego przyjeżdża bowiem na święta do kraju przodków. Mnie jednak nikt nie przekona, że klimat świąt pod palmami, choć egzotyczny i mający wiele zalet, może się równać z europejską atmosferą.

Czy leci z nami pilotka?

Lubię ten kraj. Lubię jego mieszkańców. Denerwuje mnie czasem ten kraj. Także jego mieszkańcy. Ale to ambiwalencja, którą odczuwam również w Polsce, więc zjawisko w jakimś sensie normalne. A może to znak, że uczucie jest dojrzałe? Takie pełne uczucie po początkowej bezkrytycznej fascynacji, kiedy jest się w fazie zakochania. W czasach studenckich, a także potem w łapczywym zachwycie chłonąłem w Holandii i Belgii wszystko. Za każdym razem, patrząc z góry na ten kraj, jestem pełen podziwu, zachwytu. Batavus litora fecit. Ale w Holandii jest jeszcze więcej zaskoczeń. KLM - Koninklijke Luchtvaart Maatschappij - obchodzi właśnie stulecie działalności. Stąd na lotnisku Schiphol pojawiły się plakaty. Bardzo ciekawe. Można je wprawdzie omieść wzrokiem, ale przecież przykuwają uwagę i oko niekonieczne wprawne zatrzymuje się mimo woli na szczegółach. No to mamy: z prawej pilotkę, współczesną, w nowoczesnym samolocie, a z lewej w starym Fokkerze z dawnych czasów pilota (nie, nie tego ...