Przejdź do głównej zawartości

Jak 3 kobiety skazały prezydenta

Warto zaznaczyć, że sąd wojskowy (krijgsraad) skazujący prezydenta Surinamu obradował w trzyosobowym składzie: Cynthia Valstein-Montnor, Rewita Chatterpal oraz Suzanna Chu. Te trzy kobiety skazały Boutersego. Przewodnicząca Valstein-Montnor odczytywała wyrok przez cztery godziny. Co piszą surinamskie gazety po tym wyroku na prezydenta Boutersego?


Wczesnym popołudniem w piątek gruchnęła ta wieść, więc w sobotę z rana w pobliskim sklepie Tulip kupiłem wszystkie najważniejsze miejscowe gazety: "Times of Suriname" (ToS), "de Ware Tijd" (DWT) i "Dagblad Suriname" (DS). Periodyki różnią się między sobą niekiedy dość znacznie. "Dagblad Suriname" ('Gazeta Surinamu'), mająca za podtytuł "De Stem van het Volk" ('Głos Ludu/Narodu'), z jednej strony przypomina formatem, układem artykułów i ilustracji, a nawet czcionką europejskie bulwarówki, jednak z drugiej strony daje o wiele więcej tekstów niż niejeden taki tytuł w Europie. "de Ware Tijd" ('Prawdziwy Czas') to zdecydowanie opozycyjna gazeta. Zapowiada to już podtytułem "Onafhankelijk en betrouwbaar" ('Niezależna i godna zaufania'). Komentarze są krytyczne pod adresem rządu, co zauważyłem czytając gazetę także w inne dni. "de Ware Tijd" ma też dość pokaźny dział poświęcony literaturze i kulturze. Wyróżnią ją to spośród innych miejscowych periodyków. I wreszcie "Times of Suriname". Mimo angielskiego tytułu gazeta jest niderlandzkojęzyczna, zawiera tylko w środku wkładkę z kilkoma stronami po angielsku. Wydaje się dość wyważona w informacjach i opiniach, a szata graficzna, kolorowe ilustracje, układ i objętość tekstów oraz dominująca tendencja, wskazują raczej na wyższy poziom wykształcenia potencjalnych odbiorców. "Times of Suriname" ma także najwyższą cenę 2,50 SRD zamiast 1,75 surinamskich dolarów, jak pozostałe dwa tytuły.

Wszystkie weekendowe wydania dają na pierwszych stronach duże zdjęcia skazanego prezydenta, jedynie "Times of Suriname" daje zdjęcie Irvina Kanhaiego, adwokata broniącego Boutersego. Nie sposób pominąć tej postaci.

Irvin Kanhai, "Times of Suriname" 30-11-2019

Kanhai reprezentuje Boutersego od 2007 roku i wspólnie ze swoim klientem jest odpowiedzialny za systematyczne przeciąganie terminu rozpoczęcia procesu, a potem jego przedłużanie. Dlatego proces trwał 12 lat. Kanhai zapowiedział już odwołanie się od wyroku, więc należy przypuszczać, że sztuczki prawnicze będą stosowane również w najbliższej przyszłości. "Dagbad Suriname" przytacza jego wypowiedź po wyjściu z budynku sądu, że procedura odwoławcza od wyroku może potrwać nawet z 10 lat. (Jeśli komuś coś gdzieś kojarzy się z działaniami poselsko-prawniczo-politycznymi w innym kraju, to zastrzegam, że są to zbieżności przypadkowe.)

W ostatnich kilkunastu latach wykorzystywano wszystkie możliwe i - dodajmy - niemożliwe kruczki prawne, aby zatrzymać proces lub go odwlec. Kiedy 8 listopada 2007 roku wniesiono sprawę do sądu wojskowego (krijgsraad), Kanhai złożył wniosek, że sąd ten nie ma kompetencji, by prowadzić taki proces. Wniosek rozpatrzono i odrzucono. Wtedy Irvin Kanhai sformułował kolejne wnioski, a to że sąd powinien w całości odrzucić oskarżenie jako bezzasadne, a to że prokuratura nie jest włada formułować zarzutów i występować do sądu wojskowego. Każdy z wniosków przedkładano w swoim czasie, dozując je i wykorzystując wszelkie prawne i terminowe możliwości. Sąd jednak wszystkie kolejno odrzucał. I trzeba powiedzieć, że mimo obstrukcji stosowanych przez obronę zajmował się sprawą względnie sprawnie.

Kanhai protestuje przeciw wyrokowi. Irvin Kanhai, adwokat Boutersego,
w drodze do budynku sądu, gdzie zamiast swojego klienta wysłucha wyroku, (fot. R. Derby), "Dagblad Suriname" 30-11-2019

W końcu Kanhai próbował posłużyć się ustawą o amnestii. I tutaj mała dygresja. Ustawa amnestyjna z 1992 roku obejmowała dwadzieścia różnych deliktów i rozgrzeszając obie strony miała za zadanie zakończyć okres wojny domowej, którą tutaj zwano Wojną Wewnętrzkrajową (Binnelandse Oorlog). W latach 1985-1992 wojsko Boutersego walczyło z przeciwną mu partyzantką Ronniego Brunswijka, którego oddziały zajęły znaczne połacie kraju na wschodzie i działały w głębi lądu; stąd nazwa tej opozycyjnej wobec ówczesnej dyktatury Boutersego partyzantki 'Jungle Commando'. Po latach sprawa z politycznej stała się kwestią narodowego pojednania, a w 2016 roku wystawiono nawet pomnik w dość prestiżowym miejscu, bo na miejskim froncie wodnym (waterfront).

Obelisk ku czci poległych w latach 1985-1992, nawiązujący kształtem do rzymskich obelisków ku czci zwycięskich dowódców, fot. J. Koch

Obelisk ku czci poległych w latach 1985-1992, fot. J. Koch

Charakterystyczny jest złamany koniec obelisku, fot. J. Koch

Napis głosi: "Ten pomnik ku czci poległych w czasie wewnątrzkrajowego konfliktu 1986-1992 został odsłonięty 17 marca 2016 roku
przez przewodniczącą narodowego parlamentu
panią mgr Jennifer Simons po mężu Geerlings", fot. J. Koch

W 2012 roku, kiedy proces się rozkręcał, Bouterse wpadł na pomysł, aby rozszerzyć działanie amnestii tak, aby obejmowała również mordy z grudnia 1982 roku, za które mógł zostać pociągnięty do odpowiedzialności. Mając większościową koalicję w parlamencie doprowadził w 2012 roku do przegłosowania z inicjatywy poselskiej nowelizacji ustawy amnestyjnej. Tym sposobem dołączono do niej też wcześniejsze delikty z lat 1980-1984, a więc zmieniono zasadniczo wymowę amnestii, która obejmowała okres wojny domowej. Bouterse był na tyle zmyślny, że kazał podpisać ustawę swojemu zastępcy w czasie, kiedy sam przebywał za granicą. (Jeśli komuś coś gdzieś kojarzy się z działaniami poselsko-prawniczo-politycznymi w innym kraju, to zastrzegam, że są to zbieżności przypadkowe.)

Społeczność międzynarodowa oraz Amnesty International skrytykowała takie naginanie prawa, a Holandia odwołała nawet swojego ambasadora i do dziś nie ma go w Surinamie. Obowiązki pełni niższy personel dyplomatyczny. Stosunki między dawną kolonią a dawną metropolią są napięte, a ich ranga po odwołaniu ambasadora obniżona. Zresztą kilka dni przed ogłoszeniem wyroku rozmawiałem o rezydującymi w placówce dyplomatami holenderskimi, którzy zaprosili uczestników naszej konferencji Cross Over / Caran na raut w rezydencji ambasadora... którego nie ma. Poza mordami z grudnia 1982 roku Holendrzy oskarżyli i w 1999 roku skazali Boutersego za przemyt kokainy z Surinamu do Holandii. Trzeba przy tym pamiętać, pomijając już drażliwą kwestię kontaktów z byłą kolonią, że w Holandii żyje kilkusettysięczna diaspora surinamska, więc polityka holenderska musi się z nią liczyć. Pierwsza fala emigracji miała miejsce tuż przed ogłoszeniem niepodległości w 1975 roku, bowiem nie wszyscy Surinamczycy byli za taką decyzją. Do kolejnej doszło po wojskowym puczu w 1980 roku. Ostatnia większa emigracja Surinamczyków nastąpiła właśnie po zabójstwie 15 opozycjonistów w grudniu 1982 roku.

Rezydencja holenderskiego ambasadora... którego nie ma, fot. J. Koch

Rezydencja holenderskiego ambasadora... którego nie ma, fot. J. Koch

Oczywiście adwokat Boutersego posłużył się argumentem amnestii wobec sądu, chcąc położyć kres procesowi. Skoro delikt objęła amnestia, to sądzenie nie jest celowe. W 2015 roku, trzy lata po rozszerzeniu przez parlament działania ustawy amnestyjnej, sąd najwyższy Surinamu odrzucił jej zasadność w procesie, uznając ją za działanie oskarżonego mające na celu uniknięcie procesu i niemające skutków prawnych. Dopiero w ostatnich latach (2015-2019) trwał już zasadniczy proces przeciw Boutersemu i jego pomagierom, choć zaczął się w 2007 roku. Jakby tego wszystkiego było mało Irvin Kanhai zaczął zarzucać sądowi przewlekłość w postępowaniu i żądał przerwania procesu i oddalenia przedawnionych jego zdaniem zarzutów. Oczywiście autorem tych wszystkich obstrukcji prawnych, skutkujących przewlekłością, był on i jego klient.  (Jeśli komuś coś gdzieś kojarzy się z działaniami prawniczo-politycznymi w innym kraju, to zastrzegam, że są to zbieżności przypadkowe.) Jeszcze w 2016 roku rząd domagał się przerwania procesu powołując się na artykuł 148 konstytucji, który dotyczy zagrożenia dla bezpieczeństwa państwa. W październiku 2019 roku miała miejsce ostatnia próba wstrzymania procesu. Nieudana.

"De Ware Tijd" 30-11/1-12-2019

"Times of Suriname" 30-11-2019

Pierwsze strony weekendowych gazet krzyczą nagłówkami: "Bouterse skazany na dwadzieścia lat więzienia" (ToS), "20 lat w celi dla Boutersego" (DS), a nawet "Będzie kiblować.. czy nie?" (DWT). Ale niektóre czołówki głoszą też "Bouterse reaguje ze spokojem na wyrok sądu wojskowego" (ToS). Artykuły wewnątrz numerów są przede wszystkim informacyjne i donoszą o ogłoszeniu wyroku i jego sentencji. Przypominają przy tej okazji szczegóły wydarzeń z 1982 roku i rozpisują się również o stadiach procesu trwającego 12 lat, przypominając go głównie młodszym czytelnikom.

Dowódca wojska Bouterse (z prawej) w marcu 1982 roku w Forcie Zeelandia
w czasie puczu zorganizowanego z kolei przeciw niemu. Dziewięć miesięcy później zabito 15 politycznych przeciwników wojskowego reżimu, w tym puczystę Surindrego Rambocusa, il. ANP

Gazety podają, że w aktach sprawy są dokładne opisy tortur zadanych ofiarom, o czym świadczą krwawe wybroczyny na ciałach, śmierć wskutek wykrwawienia, śmiertelne urazy głowy itp. Wspomina się, że w kostnicy zakazano robić pracownikom jakichkolwiek notatek o stanie przywiezionych w nocy z 7 na 8 grudnia 1982 roku ciał. Sąd dowodził - odczytując 120 stronicowy wyrok wraz z uzasadnieniem - że zabójstw nie popełniono w afekcie czy w stanie wzburzenia, jak podnosiła obrona, chcąc dowieść, że uwięzieni zostali przyłapani na próbie ucieczki, dlatego zaatakowali strażników i zostali zabici, niemal w obronie własnej. Więźniowie nie byli jednak uzbrojeni, a z badań medycyny sądowej jasno wynika, że wcześniej ich torturowano, strzały były w piersi, natomiast egzekucję zaplanowano i realizowano według powziętego z góry scenariusza. Jedynym odstępstwem było to, że Bouterse przed rozstrzelaniem 16 więźniów polecił zwolnić działacza związkowego Freda Derby'ego, dlatego ofiar było 15. Jednak właśnie to, według sądu, wcale nie przemawia na jego korzyść, gdyż świadczy, że miał władzę nad swoimi ludźmi i mógł uwolnić także innych.

Wojskowa Rada Narodowa rządząca Surinamem po puczu z 1980 roku. Trzeci od prawej Bouterse. Komendant Roy Horb, drugi z prawej, był, jak się twierdzi, także odpowiedzialny za egzekucje w Forcie Zeelandia. Miesiąc po egzekucjach znaleziono go martwego w jego celi, il. ANP

Wszystkie gazety z weekendu mają dość przemyślane reakcje. Pytani są zarówno zwolennicy prezydenta z jego partii, cytowane wypowiedzi adwokata, ale także rodzin ofiar. "W końcu stała się sprawiedliwość", głosi jeden z tytułów w "de Ware Tijd", a "Dagblad Suriname" cytuje w tytule artykułu wewnątrz numery jednego z krewnych zamordowanych: "Prawo dopiero wtedy zwycięży, kiedy Bouterse zostanie zatrzymany". Przy okazji wspomina się, że dziesięciu innych oskarżonych sąd uniewinnił, gdyż brakowało przekonywujących dowodów ich winy, ale niektórych innych skazał na niższe wyroki za współudział.

Interesujące jest w "Dagblad Suriname" oświadczenie VHP, czyli Postępowej Partii Reformatorskiej (Vooruitstrevende Hervormings Partij), sygnowane symbolem VHS - sylwetką słonia. Ta istniejąca od 70 lat partia była dawniej, jak wszystkie inne ugrupowania polityczne w Surinamie, zorientowana etnicznie. 'H' w VHP odnosiło się dawniej do Hindusów ("Verenigde Hindoestaanse Partij" - 'Zjednoczona Partia Hinduska'), a konkretnie do Hundustanów, jak się do dziś nazywa potomków indyjskich robotników kontraktowych z końca XIX wieku. Jednak od ponad dziesięciu lat partia stała się popularna także w innych środowiskach, a podobną ewolucję zauważyć można także w innych ugrupowaniach.

Oświadczenie akcentuje wartości państwa prawa, rozdział władz i przywołuje nawet słowa hymnu "prawo i prawda czynią wolnymi" (recht en waarheid maken vrij). Oświadczenie jest utrzymane w poważnym tonie i podkreśla, że prawu muszą się podporządkować wszyscy, a interes narodowy należy przedkładać nad osobisty czy partyjny. Mimo wyważonego tonu widać wyraźnie, że jest to apel do prezydenta i jego partii, aby się podporządkowali ostatecznemu wyrokowi niezależnego sądu.

Oświadczenie Postępowej Partii Reformatorskiej w sprawie procesu o grudniowe morderstwa z 1982 roku, "Dagblad Suriname" 30-11/1-12-2019

Ale są też artykuły podsumowujące i podające opinie. "Dagblad Surinam" w dłuższym tekście zatytułowanym Państwo prawa zwycięża pośród holenderskiej hipokryzji nadmienia, że winę za wszystkie wydarzenia ponoszą także Holendrzy: w puczu i późniejszych mordach "miała swój udział także brudna holenderska polityka". Przywoływano przypadek Lumumby i sposób, w jaki byli kolonizatorzy - Holendrzy, Francuzi i Anglicy - do dziś z wyższością odnoszą się do mieszkańców dawnych kolonii, traktują ich kraje oraz kibicują raczej kryzysom niż sukcesom młodych demokracji. Według gazety Holendrzy mieli się mieszać w sprawy młodego niepodległego państwa. Wprawdzie ocena mordów jest jednoznaczna, ale znajdujemy i takie stwierdzenia, że młodych ludzi "wykorzystano do puczu", a potem "pozostawiono samych sobie, tak że popełnili druzgocący błąd 1982 roku, popadając w szeroko rozpowszechnioną modę dyktatorskich reżimów". Gazeta dziwi się, że holenderska dyplomacja i holenderskie służby specjalne, tak doświadczone przecież, nie przewidziały rozwoju wypadków w 1982 roku. "Dagblad Surinam" zarzuca Holendrom, że zamknęli swoje archiwa na 60 lat i nie ma dostępu do tamtejszych dokumentów. Holandia może się wypowiadać na temat mordów z grudnia 1982 tylko, gdy otworzy swoje archiwa. Tyle dziennikarze "Dagblad Suriname".

Cały artykuł tchnie pewną ambiwalencją, bo głównym celem ataku wydaje się Holandia, która wykorzystała młodych ludzi "powracających po uzyskaniu niepodległości do kraju z idealistycznymi motywami i miłością do ojczyzny". Mimo wszystko, a może właśnie wskutek takiego wywodu autor (autorzy) artykułu konkludują także: "Dzięki temu wyrokowi państwo Surinam stało się dojrzałe."

"Dagblad van Suriname" 30-11/1-12-2019

Po przeczytaniu tekstu naszła mnie taka refleksja. Dziś trudno w Surinamie zapomnieć o mordach z 8 grudnia i trudno jest odrzucić ogłoszony wyrok. Wprawdzie NDP (Nationale Democratische Partij) Boutersego robi to, ogłaszając, że proces był polityczny i taki jest też wyrok, ale w mediach panuje raczej consensus w kwestii (współ)udziału obecnego prezydenta w morderstwach grudniowych. Można jednak, jak widać z tekstu w "Dagblad Suriname", wykorzystać antykolonialne resentymenty dla pewnego usprawiedliwienia, czy też psychologicznego umotywowania postępowania głównych aktorów wydarzeń. Bagaż kolonialnej przeszłości jest duży, a doświadczenie niewolnictwa wpisane jest w indywidualną i wspólnotową pamięć mieszkańców Surinamu. Z moich rozmów z Surinamczykami, którzy dowiadując się, że nie jestem Holendrem, otwierali się bardziej niż mogłem się tego spodziewać, wynika, że wielu ludzi nadal zmaga się z poczuciem niższej wartości, za które w znacznym stopniu winią Holendrów. Nie tylko Holendrów z dawnej kolonialnej przeszłości, ale także i dzisiejszych. Sądzę, że psychologiczna dekolonizacja to dłuższy proces, ale tylko on może warunkować pomyślność Surinamu. Dobrze działający system prawny i wykonywalność wyroków niezależnych sądów może być tego najlepszym dowodem. (Jeśli komuś coś gdzieś kojarzy się z sytuacją w innym kraju, to zastrzegam, że są to zbieżności przypadkowe.)

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Siermiężni sierżanci

Co się dzieje w Surinamie? Nie, to pytanie nie jest dowodem na to, że w tym kraju wydarzyła się jakaś katastrofa. I nie, nie będzie tutaj również najnowszych wiadomości "z Surinamu" - o tym jest mowa w innych wpisach . "Co się dzieje w Surinamie?" świadczy raczej o tym, że mam z tyłu głowy stale 'co się dzieje w Polsce?' Pobyt w byłej holenderskiej kolonii i pierwsze doświadczenia z tym krajem nastrajają mnie bowiem dość refleksyjnie, bo wiele rzeczy, o których tutaj słyszę i które sam widzę, jako żywo, przypomina mój kraj. Nawet jeśli zamieszczone zdjęcia różnią się niekiedy znacznie od obrazków z Polski, to wielokrotnie podczas tego pobytu nachodziła mnie myśl o własnym kraju i skojarzenie z nim. Busiki-taksówki to podstawowa komunikacja mieszkańców Paramaribo (fot. J. Koch) Widok na rzekę Surinam (fot. J. Koch) Surinam ma swojego właściciela. To jeden człowiek. Nie rządzi jednak z tylnego siedzenia i nie jest jedynie 'zwykłym posłem'

Surinam w świątecznej atmosferze (impresje)

Mikołajkowe (niderl. Sinterklaas) i świąteczne atrybuty bożonarodzeniowe to w Surinamie nie tylko pozostałość kolonialna, lecz także żywa tradycja. Jest podtrzymywana przez różne kościoły chrześcijańskie. W miejscowych zborach Ewangelickiej Jednoty Braterskiej, zwanej też Braćmi Morawskimi lub Herrnhutami (Unitas Fratrum), można zobaczyć herrnhuckie gwiazdy, które, tak jak w niemieckim Herrnhut, zawiesza się od pierwszej niedzieli adwentu. Ale symbolika utrzymuje się też dzięki kilkusettysięcznej diasporze w Holandii, a raczej należałoby powiedzieć - z Holandii. Wielu obywateli Królestwa Niderlandów pochodzenia surinamskiego przyjeżdża bowiem na święta do kraju przodków. Mnie jednak nikt nie przekona, że klimat świąt pod palmami, choć egzotyczny i mający wiele zalet, może się równać z europejską atmosferą.

Droga do serca kraju

Najpierw droga do stolicy. Pendolinem. Zapomniałem o strefie ciszy, więc jestem wystawiony teraz na rozmowy Polaków o niczym, pokazywanie sobie śmiesznych filmików, oglądanie żenujących seriali... Wrzucony w sam środek krajowej komunikacji między Polkami i Polakami, którzy nagle doświadczają wzmożenia werbalnego, staram się skupić i doczytać lektury obowiązkowe. Odświeżam sobie książkę Antona de Koma "My niewolnicy Surinamu" ( Wij slaven van Suriname , 1934), o której wspólnie z M. mamy wygłosić referat na konferencji w Paramaribo. Referat gotowy, ale jeszcze to i owo trzeba doszlifować, może coś dopisać, coś usunąć. Potem naczytać się tekstu, aby zmieścić się w regulaminowym czasie. Znajduję w plecaku z komputerem mały notatnik z Festiwalu Miłosza z napisem "zdobycie władzy", co było mottem tegorocznej edycji, na której M. prezentowała bośniacką poetkę Feridę Duraković . Przypadków nie ma - to motto o zdobywaniu władzy jak nigdy pasuje do de Koma. Lubię takie &#