Przejdź do głównej zawartości

Ludzie!

Ludzie.
Najbardziej ludzie.
Budynki są wszędzie. I tak naprawdę takie same.
Jak się im dokładniej przyjrzeć.
Owszem. Są różnice. Ale nie są istotne.
Natomiast ludzie!
Nas najbardziej interesują teraz ludzie.
Choć dawniej interesowały nas budynki.

Tak mojemu przyjacielowi z Krakowa, lekarzowi, powiedzieli znajomi z Francji, których poznał w czasach młodości i którzy zapraszali go do siebie. Dziś wspomina tamtą rozmowę. A ja wspominam to, co mi powiedział, bo jestem tego samego zdania.
I robię zdjęcia.

Młoda sprzedawczyni ryb.

Ten mężczyzna zaczepił nas, bo usłyszał, że mówimy po polsku. 
Okazało się, że ma znajomych w Szczecinie. 


Robotnik odpoczywający na balkonie remontowanego domu z uśmiechem pozwolił sobie zrobić zdjęcie. 
Ale kiedy skierowałem na niego obiektyw, spoważniał.

Przydrożny stragan z ananasami w interiorze. 
Indianka zabrała gałąź ocienającą owoce, abyśmy mogli zrobić zdjęcia. 
Miała ujmujący uśmiech. 
Kiedy zaczęła gestykulować, zorientowaliśmy się, że jest głuchoniema. 
Aby dobić targu, musiała zawołać córkę.

Na kartonie pod pomnikiem od zacienionej strony leżał mężczyzna. 
Chyba nie był bezdomny - miał na sobie czystą koszulkę polo, ale zapewne nie był też bogaty... Może po prostu odpoczywał? Zawsze dziwiło mnie, że z południowoafrykańskich slumsów dzieci wychodzą do szkoły ubrane w czyste mundurki. Jak ich matki to robią? W biedzie zachowanie czystości wymaga dużo więcej starań. Szczególnie w surinamskim klimacie. Swoją drogą zaskakujące, że ostatni brzydki zapach starego potu, jaki zapamiętałem, poczułem od kelnera z WARS-u w polskim pendolino do Warszawy...

Przed słońcem można się chronić w różny sposób. 

Poranna prasówka. 

O poranku przed naszym domem usadowił się sprzedawca krabów.

Rekonstrukcja

Surinamski żyd, który pracuje w synagodze Neve Shalom, a jednocześnie oprowadza turystów. Nie zrozumiał pytania o antysemityzm... Więc zapytaliśmy o antyżydowskie nastroje... Nadal nie całkiem rozumiał. Myśmy zaczęli rozumieć po chwili, kiedy dowiedzieliśmy się, że działka tutejszej synagogi graniczy z działką meczetu, a gdy muzułmanie mają święto, synagoga oddaje im cały swój teren na parking...

- Jeśli będę się dobrze uczyła, pójdę na studia - powiedziała nam
z przekonaniem dziewięcioletnia dziewczynka z biednego osiedla
nad sztucznym zalewem Brokopondo.

"Ik moet slagen..." ('Muszę zdać...') głosi niderlandzki napis na budynku szkoły podstawowej w indiańskiej wiosce Redi Doti. A dzieci żywe i ciekawe jak wszędzie. 


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Siermiężni sierżanci

Co się dzieje w Surinamie? Nie, to pytanie nie jest dowodem na to, że w tym kraju wydarzyła się jakaś katastrofa. I nie, nie będzie tutaj również najnowszych wiadomości "z Surinamu" - o tym jest mowa w innych wpisach . "Co się dzieje w Surinamie?" świadczy raczej o tym, że mam z tyłu głowy stale 'co się dzieje w Polsce?' Pobyt w byłej holenderskiej kolonii i pierwsze doświadczenia z tym krajem nastrajają mnie bowiem dość refleksyjnie, bo wiele rzeczy, o których tutaj słyszę i które sam widzę, jako żywo, przypomina mój kraj. Nawet jeśli zamieszczone zdjęcia różnią się niekiedy znacznie od obrazków z Polski, to wielokrotnie podczas tego pobytu nachodziła mnie myśl o własnym kraju i skojarzenie z nim. Busiki-taksówki to podstawowa komunikacja mieszkańców Paramaribo (fot. J. Koch) Widok na rzekę Surinam (fot. J. Koch) Surinam ma swojego właściciela. To jeden człowiek. Nie rządzi jednak z tylnego siedzenia i nie jest jedynie 'zwykłym posłem'

Surinam w świątecznej atmosferze (impresje)

Mikołajkowe (niderl. Sinterklaas) i świąteczne atrybuty bożonarodzeniowe to w Surinamie nie tylko pozostałość kolonialna, lecz także żywa tradycja. Jest podtrzymywana przez różne kościoły chrześcijańskie. W miejscowych zborach Ewangelickiej Jednoty Braterskiej, zwanej też Braćmi Morawskimi lub Herrnhutami (Unitas Fratrum), można zobaczyć herrnhuckie gwiazdy, które, tak jak w niemieckim Herrnhut, zawiesza się od pierwszej niedzieli adwentu. Ale symbolika utrzymuje się też dzięki kilkusettysięcznej diasporze w Holandii, a raczej należałoby powiedzieć - z Holandii. Wielu obywateli Królestwa Niderlandów pochodzenia surinamskiego przyjeżdża bowiem na święta do kraju przodków. Mnie jednak nikt nie przekona, że klimat świąt pod palmami, choć egzotyczny i mający wiele zalet, może się równać z europejską atmosferą.

Droga do serca kraju

Najpierw droga do stolicy. Pendolinem. Zapomniałem o strefie ciszy, więc jestem wystawiony teraz na rozmowy Polaków o niczym, pokazywanie sobie śmiesznych filmików, oglądanie żenujących seriali... Wrzucony w sam środek krajowej komunikacji między Polkami i Polakami, którzy nagle doświadczają wzmożenia werbalnego, staram się skupić i doczytać lektury obowiązkowe. Odświeżam sobie książkę Antona de Koma "My niewolnicy Surinamu" ( Wij slaven van Suriname , 1934), o której wspólnie z M. mamy wygłosić referat na konferencji w Paramaribo. Referat gotowy, ale jeszcze to i owo trzeba doszlifować, może coś dopisać, coś usunąć. Potem naczytać się tekstu, aby zmieścić się w regulaminowym czasie. Znajduję w plecaku z komputerem mały notatnik z Festiwalu Miłosza z napisem "zdobycie władzy", co było mottem tegorocznej edycji, na której M. prezentowała bośniacką poetkę Feridę Duraković . Przypadków nie ma - to motto o zdobywaniu władzy jak nigdy pasuje do de Koma. Lubię takie &#